fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Aga Stefańska i Ada Omylak, aktywistki: Dzisiaj oni. Jutro my

Dla wielu nie ma znaczenia, czy jesteś dzieckiem, kobietą czy mężczyzną, jeśli znalazłeś się na granicy polsko-białoruskiej. Są na szczęście ludzie, którym los innych nie jest obojętny. Dziś z nimi rozmawiamy – to aktywistki z Salam Lab, Aga Stefańska i Ada Omylak.

Sytuacja na granicy jest coraz trudniejsza. Dla Straży Granicznej nie ma znaczenia czy przez zasieki przerzucane jest dziecko, mężczyzna czy kobieta. A kobiet w przygranicznych lasach jest wiele. W ostatnich dniach media donosiły o tragedii Kongijki, która przez brutalne działania pograniczników poroniła. Nie ona jedyna. Do kobiet w ciąży, które potrzebują leków i pomocy medycznej nie są dopuszczani lekarze ani ratownicy. Mimo to trwają z wielką nadzieją, że być może wkrótce im i ich dzieciom los zacznie sprzyjać.

O wydarzeniach, które mają miejsce we wschodniej Polsce rozmawiam dziś z przedstawicielkami Salam Lab – Laboratorium Pokoju: Agą Stefańską – koordynatorką ds pomocy dla uchodźców i Adą Omylak – koordynatorką Salam Lab, graficzką i artystką wizualną. W ich historii o obecnej, tragicznej sytuacji jest mnóstwo wiary. W to, że mimo wszystko tli się w nas dobro. Że możemy więcej i to się opłaca, bo ratuje czyjeś życie.

Źródło: Archiwum prywatne

Na czym polega kryzys uchodźczy, którego jesteśmy świadkami?

Aga Stefańska: Mówimy o kryzysie uchodźczym w kontekście kilku tysięcy osób? To nie jest odpowiednie określenie, bo Polska każdego roku przyjmuje kilkaset tysięcy osób, oferując im prawo pobytu. W dzisiejszej sytuacji mówić możemy raczej o kryzysie humanitarnym i zwracać uwagę na to, w jakich warunkach ci ludzie przebywają na granicy. W lasach na wschodzie naszego kraju od paru tygodni temperatura spada poniżej zera. Ludzie są zmarznięci, po wielu "push-backach" na Białoruś. Nie maja już żadnych rzeczy, są głodni, odwodnieni, niedożywieni. Chodzą boso, mają skręcone kostki, brakuje im leków. Jest więc to kryzys humanitarny.

Jednocześnie docierają do nas sprzeczne sygnały i informacje. Jest jakaś szansa, żeby z tym walczyć?

Aga Stefańska: Nie możemy dać się zastraszyć, ulec taktyce rządu używającego takich określeń jak "fala uchodźców", "strumień uchodźców". Natychmiast wyobrażamy sobie coś, co ma nas zalać. Te dehumanizujące pojęcia sprawiają, że w uchodźcach przestajemy widzieć ludzi. Podobnie jak słysząc, że ktoś jest "nielegalnym imigrantem", gdy przecież nikt nie jest nielegalny. Dlatego mówmy wprost: ludzie, człowiek.

Wspomniałaś, że Polska każdego roku przyjmuje kilkaset tysięcy osób. Dlaczego nie mówi się o tym głośno w mediach?

Aga Stefańska: Migranci z Gruzji, Ukrainy, Białorusi uważani są za tych, którzy mogą wspomóc naszą gospodarkę, są nam potrzebni. A ludzi z granicy, których jest dużo mniej, pokazuje się w kontekście biednych uchodźców, którzy niczego nie mają i liczą jedynie na zasiłki. To gra polityczna. Potem dochodzi do sytuacji, w których Polacy dziwią się, że ludzie na granicy mają telefony – a te od dawna nie są już luksusem. Poza tym przecież często te osoby żyły w swoim kraju normalnie, chodziły do pracy w garniturze. Aż zostały zmuszone do ucieczki, co nie sprawia, że nagle straciły wykształcenie i swoje umiejętności.

Czyli obraz uchodźcy w naszych głowach to nadal obrazki z 1945 lub lat 80. ubiegłego wieku. I tu pojawia się twoja postać, Ada. W Salam Lab jesteś odpowiedzialna za przekazywanie informacji w sposób wizualny.

Ada Omylak: Źródło spojrzenia na uchodźców jest zakorzenienie w europocentryzmie, wyobrażanie sobie Obcych, jako tych zacofanych. W Salam Lab tworzę ilustracje, infografiki, ale też plakaty, jak "Afghan Refugees Welcome", albo "Jestem Polką i mam obowiązki polskie". Na tych plakatach umieściłam kobiety, bo problem na granicy jest również problemem feministycznym, zakorzenionym w rozwiązaniach systemowych. Zależało mi więc na wątku kobiecym. Zresztą odbiorczyniami Salam Labu są w większości kobiety, a to ważny dla nas czynnik.

Aga, ty w Salam Lab zajmujesz się sytuacją na granicy?

Aga Stefańska: Koordynuję zbiórki dla uchodźców w Grupie Granica Kraków, do której należy Salam Lab.

Dlaczego ludzie koczujący dziś na naszej granicy uciekają ze swoich krajów?

Aga Stefańska: W większości tych państw panuje kryzys humanitarny. Kraje europejskie to przystań, w której dzieci migrantów nie będą budziły się od dźwięku bomb i bały się w każdej minucie swojego życia. Są to osoby zdesperowane. Nie mogą wrócić tam, skąd przyszły. Nie mają innego wyjścia. Szukanie bezpiecznego miejsca jest dla nich jedynym wyjściem.

Ada Omylak: Na granicy zjawiają się kobiety w zaawansowanej ciąży, a więc mówimy tu o podejmowaniu ogromnego ryzyka.

*Kilka dni temu czytałam o jednej z kobiet, Kongijce, która przez brutalne działania pograniczników straciła ciążę. W rzeczywistości jest ich pewnie więcej. Co dzieje się z kobietami i dziećmi na granicy? *

Aga Stefańska: W lasach najczęściej odnajdujemy całe rodziny z kilkorgiem dzieci. Osobiście widziałam rodzinę, z córkami w wieku 7 miesięcy i 2,5 lat. Kobiety są w najcięższej sytuacji, nie mają dostępu do środków higienicznych, jak podpaski, tampony. Jeśli są w zaawansowanej ciąży, potrzebują lekarstw, witamin. Żadna z nich nie jest traktowana z dozą wyrozumiałości. Widać to w relacjach reporterów, którym uda się do nich dotrzeć. Tę kobietą z Konga straż przerzuciła przez ogrodzenie, w czego wyniku straciła ciążę. Nikt się tym nie przejął. Stała się odhumanizowanym przedmiotem. Bez znaczenia czy jest kobietą, czy jest w ciąży, czy jest zdrowa, czy ma ubrania. Najgorsze jest to, że takie sytuacja nadal będą miały miejsce.

Co poczułaś, gdy zobaczyłaś w lesie tę rodzinę?

Aga Stefańska: Lęk. Znaleźliśmy tam więcej kobiet i dzieci, niż się spodziewaliśmy. Cały czas sprawdzałam, czy 7-miesięczna dziewczynka owinięta w śpiwór jest ciepłe, bo nie płakała, nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Drugą, dwuletnią dziewczynkę próbowałam ogrzać własnym ciałem. Nie byłam pewna czy oddycha, nie wyczuwałam jej oddechu, więc co chwilę nachodziła mnie myśl, że przytulam martwe dziecko. To trudne psychicznie. Jedyne, co wtedy mnie pocieszało to fakt, że dostarczone przez nas ciepłe koce, śpiwory i jedzenie pozwolą rodzinie przeżyć noc. Ale oprócz tego, w okolicy pojawiają się dzikie zwierzęta, w tym dziki, co było stresujące i dla nas, i dla nich. Spędziłam z tymi ludźmi 6 godzin. Po tym już nikt, kto znajduje się na granicy nie jest dla mnie anonimowy. Każdy ma imię, twarz, narodowość, godność.

Mówiłyśmy o tej wielkiej sile kobiet, ale i rodziców w ogóle, którzy decydują się na ucieczkę z własnego kraju. Na granicy przebywają ludzie m.in. z Afganistanu, Iranu, Syrii, Jemenu… Niedawno opublikowano dokument VICE News, w którym opisano, że dzieci w Jemenie są tak głodne, że zjadają własne ręce. Jak ta świadomość na was wpływa? Jak radzicie sobie z nią na co dzień?

Aga Stefańska: Mnie przerażają działania straży granicznej. Jej członkowie nie pozwalają migrantom podpisać dokumentów, prosić o azyl, nie wydają ciał – co jest ich obowiązkiem. Zamiast tego straż przerzuca je na Białoruś. Mówimy o zmarłych, które znamy z imienia i nazwiska, wiemy ile mają lat, że mają rodziny, które chcą ich pochować.

Ada Omylak: Trudno pogodzić się z tymi wydarzeniami. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Staram się za to chwytać iskierek nadziei – protestu matek w Michałowie, Rodzin bez Granic, dorosłych rodziców zabierających dzieci na protesty. Te dzieci piszą kredą na chodnikach, że uchodźcy powinni mieć dom. To mnie rozczula, są na świecie dobrzy ludzie. Wtedy myślę, że nasza praca ma sens.

Protesty obywatelskie mają sens?

Ada Omylak: Tak. Marsz w Warszawie był liczny. Każde działanie publiczne, okazywanie wsparcia jest ważne. Strajki Kobiet z ubiegłego roku, wbrew temu, co twierdzą niektórzy, dały wiele – ludzie zrozumieli o co walczymy.

Aga Stefańska: Daje nam to też poczucie wspólnoty. Marsz w Krakowie był współorganizowany przez Rodziny bez Granic. Słyszałam matki, które mówiły, że nie mogą patrzeć na swoje dzieci zasypiające pod ciepłą kołdrą, bo jawią im się natychmiast dzieci, które zamarzają na granicy. Marsze są dowodem na to, że stajemy ponad podziałami, sprzeciwem wobec tortur na granicy. Nie budujmy murów, tylko mosty, nie pozwólmy, by rząd nas dzielił. Poza tym migracje mogą dotyczyć wkrótce każdego z nas.

W Salam Lab uczycie też szacunku do islamu.

Ada Omylak: W Polsce wyznawców islamu od zawsze maluje się jako wrogów – bo Jan III Sobieski wygrał z muzułmanami. Pomija się jednak fakt, że muzułmanie w Polsce zawsze byli częścią społeczeństwa – np. Tatarzy. To problem systemowy, edukacja zawodzi, dlatego prowadzimy w szkołach lekcje pokoju, współpracujemy z nauczycielami.

Aga Stefańska: Jako kraje zachodu nie przepracowaliśmy jeszcze traumy z 11 września 2001 roku. W naszych głowach utkwił jeden obraz muzułmanów – terrorystów. Nic dziwnego, że włączają się stereotypy wzbudzające nieuzasadniony strach.

Wciąż krążymy wokół europocentryzmu – bardziej lub mniej świadomie. Po przejęciu Afganistanu przez talibów, media społecznościowe zachłysnęły się zdjęciami młodych Afganek z lat 60. i 70. ubranych w stylu swingującego Londynu. Afgańska projektantka Safia Tarzi tworząc swoją modę dostała duży zastrzyk inspiracji z zachodnich magazynów. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że tak bardzo zachwyciliśmy się tymi zdjęciami, bo oglądaliśmy je z europejskiej, zachodniej perspektywy.

Ada Omylak: Niestety, w Europie za wyzwolone uznajemy kobiety, które wyglądają jak my. Więc gdy widzimy kobiety, które decydują się wyglądać inaczej, (często podświadoma) islamofobia każe nam oceniać ich wybory negatywnie, jako opresję. Ludzie mają prawo wyglądać inaczej. Europejczycy nie są trendsetterami tego świata! Z drugiej strony mówimy o kulturze patriarchatu, która każe nam się skupiać na wyglądzie kobiety. Nie na tym, jaką ma wiedzę, czym się zajmuje, jaki ma charakter, zainteresowania, pracę. Bo to jest dziś główny problem Afganek – ograniczenie praw, w tym prawa do wyboru swoich ubrań, ale, co ważniejsze – do nauki i do pracy. Przecież kobieta może nosić burkę i być naukowczynią, jeśli to jej decyzja.

I takich kobiet jest wiele.

Ada Omylak: Oczywiście. Kobiety w hidżabie są wykładowczyniami, polityczkami, przedsiębiorczyniami. To, że decydują się manifestować swoją religię ubiorem nie wpływa na to, co potrafią. Żyjemy w ciągłej obsesji zakrywania i odkrywania kobiecego ciała. I tak bardzo chcemy "rozebrać" kobiety z krajów arabskich, co ma swoje korzenie jeszcze w kolonializmie. Tak było z Francuzami w Algierii. I nadal się z tego nie wyleczyliśmy. Ubrania są po to, by je nosić. Zakrywanie twarzy czy ciała w klimacie pustynnym ma sens i nie ma nic wspólnego z opresją czy seksualizacją. Dlaczego ten wygląd tak nas wciąż mierzi?

Co mogą dziś zrobić obywatele, którzy chcą wspomóc ludzi na granicy?

Ada Omylak: Edukować siebie i znajomych, udostępniając m.in. treści z Grupy Granica. Brać udział w protestach. Wspierać zbiórki, ale w przemyślany sposób. Sprawdzajmy, co jest potrzebne i przekazujemy tylko te rzeczy.

Aga Stefańska: Poza edukowaniem ważne jest nagłaśnianie tego, co dzieje się na granicy. To właśnie robimy w Salam Lab. Wszystko jest notowane, monitorowane, z tych materiałów powstaną później pozwy. Mówmy głośno o tych, którzy zmarli, pytajmy o ich ciała. Piszmy, udostępniajmy, niech informacje się niosą. W kampanii zarządzania strachem, w propagandzie, która mówi, że obecna sytuacja jest tylko winą Białorusi, a my nie jesteśmy za to odpowiedziani – łatwo się pogubić. Patrzmy więc na legalne, wiarygodne źródła informacji.

Dlaczego zachód milczy?

Aga Stefańska: Media nie mają wstępu do strefy objętej stanem wyjątkowym. To utrudnia relacjonowanie, pracę. Nawet, gdy urzędnicy europejscy mieliby sprawdzić sytuację, nikt dokładnie nie udowodni tego, co tam się stało. Nie zdarza się tak, żeby do strefy objętej stanem wyjątkowej nie dopuszczano służb pomocowych ani reporterów. To jeden z głównych powodów.

Prezydent, na tę chwilę, przedłużył stan wyjątkowy do końca roku.

Ada Omylak: Uchodźców nie powstrzymamy. Będą przychodzić, bo tak bardzo trudna jest sytuacja w częściach świata, z których przychodzą. Możemy im pomóc i dać im lepsze życie. To nasz obowiązek.

I pamiętać, że jutro tymi uchodźcami możemy być my.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij