5 miejsc, w których przychodzi wena według Katarzyny Bondy
Choć jest kapryśna i jak kot chodzi własnymi ścieżkami, można wyruszyć na jej poszukiwania. Wybrać miejsca szczególnie pulsujące kreatywnością. I tak Katarzyna Bonda – guest editor listopadowego wydania So Magazynu - wytypowała 5 miejsc, w których wena dopada ją najczęściej.
Źródło: archiwum prywatne Katarzyny Bondy
1. Skwerek koło mojego domu
Kilka razy dziennie wyruszam z pieskiem na godzinny spacer. Marszowy krok. Idziesz za psem, który biegnie przed tobą. Czyścisz umysł, wyciszasz się. Myślisz. To momenty, w których przychodzą nieoczekiwane pomysły do głowy.
Źródło: 123RF
2. Lizbona
Przybrudzona, niedoskonała. Piękna niczym dojrzała dama z klasą. Woń oceanu i sól na wargach. Fado. Owoce morza i świńskie uszy w rosole... Kiedyś osadzę tam akcję całej książki. Patrzenie na horyzont i powracający na brzeg ocean mnie uspokaja oraz przypomina, że warto w życiu postępować uczciwie, bo los zawsze oddaje, co zabrał.
Źródło: archiwum prywatne Katarzyny Bondy
3. Mój gabinet
Zwykle przesiaduję za biurkiem, ale mam też małą bankietkę, na której czytam książki. To jedyne miejsce w domu, poza pokojem dziecka, gdzie znajdują się książki. Czerpię z nich energię. Jest ich sporo, więc mocy aż nadto. Czasami, kiedy zapis mi nie idzie, robię kilometry wokół stołu. Pomaga na złapanie fabularnego wiatru w żagle. A kiedy przyjdzie blokada, niemoc - taka prawdziwa, bez wyjścia - patrzę na reprodukcję obrazu Henrego Fuseli, który nieprzypadkowo powiesiłam przed biurkiem - Thora walczącego z potworem, któremu nieustannie wyrastają nowe głowy - i wiem, że jeśli on dał radę, to ja też sobie poradzę.
Źródło: 123RF
4. Las
Zapach igliwia, grzybni. Trzaskanie gałązek pod stopami. W puszczy nigdy nie jest idealnie cicho. Te szmery, nawoływania zwierzyny, furkot podrywających się ptaków, dziwaczne stworzenia o wielu kończynach na korze. I zieleń w dzień (ćwiczę akomodację, relaks dla oczu) oraz czerń nocą (magiczna).
Źródło: 123RF
5. Szczyty górskie
Nie ma nic bardziej napełniającego mocą niż medytacja na wierzchołku, kiedy przed sobą widzisz kolejne łańcuchy gór, jak warstwy koronki na staromodnej sukni. Dobrze jest się wspiąć samodzielnie. Kolejka czy inne ułatwienia nie dają takiej siły. Jest to dla mnie przede wszystkim metafora pracy. Każda książka to góra, na którą zdecydowałam się wspiąć.