fot. Archiwum prywatne
Podziel się:
Skopiuj link:

Z ziemi haitańskiej do polskiej

Zofia Pinchinat-Witucka, pół Polka, pół Haitanka, wierzy w siłę kobiet. Sama założyła fundację pomagającą Haiti po trzęsieniu ziemi, a kilka lat później markę naturalnych kosmetyków Creamy, wykorzystujących haitański olej moringa. Jak do tego doszła? Pytamy.

Czy pamięta Pani swoją pierwszą podróż na Haiti?

Mój ojciec jest Haitańczykiem, ale wychowywaliśmy się w Kostaryce. Byłam na Haiti w dzieciństwie, jednak niewiele pamiętam z tamtej podróży. Pierwszą świadomą podróż odbyłam na Haiti dopiero w 2008 roku.

Dlaczego tam Pani pojechała?

Miałam pomysł, że założę własną galerię sztuki. Sztuka haitańska została odkryta dla świata w latach 60. Jest niezwykła. Gen artystyczny posiada co drugi Haitańczyk. W moim domu rodzinnym mnóstwo było malarstwa haitańskiego, które kochałam i którego bardzo brakowało mi w Polsce, zwłaszcza w latach 70., gdy do niej przyjechałam. Jednak dopiero po 2000 roku zainteresowałam się swoimi korzeniami, a do tego poczułam, że chciałabym zrobić coś swojego, zamiast pracować dla innych. Wymyśliłam, że będzie to galeria sztuki, choć wewnętrznie czułam, że to marzenie się nie ziści.

Źródło: Archiwum prywatne

-

Ściany w szkole malowane przez artystów.

Ściany w szkole malowane przez artystów.

Źródło: Archiwum prywatne

Jak szukała Pani dzieł sztuki?

Matka chrzestna skontaktowała mnie z lokalnymi artystami. Ona sama prowadziła małą galerię sztuki połączoną z antykwariatem. Haiti było niegdyś najbogatszą kolonią francuską. Mówiło się, że jeśli jakaś nowinka pojawiała się w Paryżu w poniedziałek, w sobotę była już na Haiti – przypływała pierwszym statkiem. Podczas tego wyjazdu zakochałam się w Haiti. Funkcjonowałam tam w środowisku bardzo artystycznym, moja matka chrzestna miała mnóstwo znajomych malarzy i poetów. Do tego na Haiti racjonowany jest prąd, państwo dostarcza go tylko na 2-3 godziny dziennie. Każdy dom ma własny generator. Pamiętam, że wieczorami siadałyśmy przy jednej lampie i czytałyśmy, bo moja matka chrzestna ma wielką kolekcję książek. W życiu nie przeczytałam tylu książek, co wtedy. Wróciłam do Polski oczarowana Haiti, jego intelektualnym, artystycznym, wspaniałym wymiarem.

A jak potoczyły się losy galerii sztuki?

Nie powstała. Nie byłam w stanie rozstać się z obrazami, które przywiozłam. Dziś wiszą w moim domu, uwielbiam je!

Niedługo potem, w 2010 roku, miało miejsce trzęsienie ziemi na Haiti, które pochłonęło 316 tysięcy ofiar, zaś milionów pozbawiło dachu nad głową.

Mówi się, że trzęsienie ziemi na Haiti było nie tyle tektoniczne, co architektoniczne. Rzeczywiście, runęło mnóstwo budynków, w gruzach zginęli ludzie. Główny wstrząs miał miejsce po południu, gdy dzieci były jeszcze w szkołach. Zginęło mnóstwo uczniów, nauczycieli, kadry profesorskiej. Przez dłuższy czas nie wiedziałam, jakie są losy mojej matki chrzestnej i innych znajomych. Pojechałam na Haiti pół roku po trzęsieniu. To była wstrząsająca podróż, nieuprzątnięte gruzy, a w nich wciąż ciała ofiar. Traumatyczne przeżycie. Gdy wraca się z takiego wyjazdu, kupienie sobie nowej pary butów czy wyjście do kina nagle wydaje się totalną aberracją. Znajomi, którzy działają w organizacjach charytatywnych, mówili mi, że taka reakcja jest naturalna i z czasem minie.

Skąd pomysł na fundację pomagającą Haitańczykom?

Wiele osób wiedziało, że mój ojciec jest Haitańczykiem. Mówiono mi, że jeśli to ja poproszę o pomoc dla Haiti, będzie to lepiej rezonować z ludźmi. I tak powstała Fundacja Polska-Haiti. Ruszyła wielka akcja pomocy, nagłośniona w radiu i telewizji. Byłam zapraszana do programów, w pewnym sensie z imienia i nazwiska sygnowałam wszystkie interwencje. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym tak po prostu się wycofać, choć muszę powiedzieć, że Fundacja to jedno z trudniejszych doświadczeń w moim życiu. Ale to właśnie od niej wszystko się zaczęło. I tak jak wcześniej nie byłam w stanie otworzyć galerii sztuki, tak wtedy stworzyłam instytucję, która stała się niezależnym bytem z własnymi raportami finansowymi i która działa do dziś. Pracują w niej wyłącznie wolontariusze.

Jakie są efekty działania fundacji?

Budujemy supernowoczesną szkołę w Jacmel. Zbiórkę pieniędzy na nią udało nam się dokończyć wspólnie z Caritas Polska. Myślę, że za kilka miesięcy będzie w końcu gotowa.

Źródło: Archiwum prywatne

Jak powstawała ta szkoła?

Zgłosiłam się do Izby Architektów RP z nadzieją, że dostanę od nich projekt budynku. Okazało się, że nie jest to wcale takie proste i że trzeba rozpisać konkurs. Ostatniego dnia zgłaszania prac modliłam się, żeby pojawiły się, chociaż dwa projekty – w końcu był to konkurs. Przysłano 56 prac! Wszyscy byli w totalnym szoku, nigdy wcześniej nie wydarzyła się taka sytuacja.

Jaka to będzie szkoła?

Projekt jest totalnie nowoczesny. Każda klasa to osobny budyneczek, zestawione razem tworzą harmonijną całość. Klasy są względem siebie tak poukładane, że jest w nich cały czas przeciąg, powodując naturalne wietrzenie. Dzięki systemowi specjalnych daszków w każdym miejscu szkoły zawsze jest cień. Projekt jest ekologiczny, obliczony na to, by szkoła była samowystarczalna. Zbieramy np. deszczówkę z dachu. Aktualnie szukamy inwestora, który mógłby nam zasponsorować panele słoneczne.

Źródło: Archiwum prywatne

Czy wszystko udało się zgodnie z planem?

Z przygodami. Projekt miał lepsze i gorsze chwile. W którymś momencie wycofał się główny wykonawca, który postanowił zostać prezydentem Haiti. Próbowałam tłumaczyć mu, że bardziej przysłuży się społeczeństwu haitańskiemu, budując szkołę, ale władza jest jednak bardzo silnym magnesem. Niestety ten człowiek prezydentem nie został i teraz jest jakimś podrzędnym urzędnikiem. Koniec końców, mimo różnych przeciwności, prawdopodobnie uda się otworzyć szkołę w połowie tego roku.

Ściany w szkole malowane przez artystów.

Ściany w szkole malowane przez artystów.

Źródło: Archiwum prywatne

I co wtedy?

Już dziś dostaję od dyrekcji szkoły wiadomości, że budynek to jedno, a działanie szkoły drugie. Chcą, żebyśmy im dalej towarzyszyli w tej drodze. Zaczynam więc powoli mówić o tym, że będziemy szukali francuskojęzycznych nauczycieli, którzy zgodzą się pro bono za pośrednictwem Skype’a wesprzeć pedagogicznie nauczycieli haitańskich.

W Pani życiu jest nie tylko fundacja, ale też marka Creamy. To zupełnie inna działalność – naturalne kosmetyki z olejem moringa, jednym z najcenniejszych skarbów Haiti. Co sprawiło, że się Pani na nią zdecydowała?

Fundacja odblokowała coś w mojej głowie. Byłam mocno zniecierpliwiona mediami, które z lubością zapraszały mnie do komentowania wszelkich możliwych kataklizmów i dramatów. Pomyślałam, że muszę znaleźć coś pozytywnego, co pozwoli mi mówić o Haiti tym razem nie w kontekście nieszczęścia. Przy okazji kolejnej wizyty odkryłam olej moringa, który jest uznawany za największy skarb Haiti. Moja matka chrzestna, kobieta z charakterem, była zresztą bardzo obruszona, że nie miałam o nim wcześniej pojęcia. Zaczęłam, wzorem Haitanek, olejować skórę moringą. Potem spotkałam osobę, która była w stanie z oleju moringa ukręcić krem. Stosowałam go najpierw sama. Zabawne jest zresztą, że wcześniej nie używałam praktycznie żadnych kosmetyków. Gdy któregoś wieczoru po raz kolejny zachwycałam się moim kremem i żałowałam, że tylko ja go znam, usłyszałam od męża „no to otwórz firmę”. A że jestem strasznie naiwna i wierzę w każde słowo, które on powie, zrobiłam, jak kazał (śmiech). Otworzyłam Creamy.

Źródło: Archiwum prywatne

W zespole Creamy pracują same kobiety…

Tak i to bardzo ważne. Gdy mój najmłodszy synek zaczął chodzić do przedszkola, zrozumiałam, że jako kobieta nie jestem już szczególnie mile widziana na rynku pracy. Uważam że niestety dla wielu kobiet po czterdziestce rozwiązaniem tej sytuacji jest samozatrudnienie. To wielki temat dla kobiet, co współczesny świat z nami robi. Wysyła nam informację: "Sorry, kochana, nie było cię pięć lat na rynku pracy, to teraz jesteś już zbędna". To koszmarne, bo przecież dajemy światu największą wartość – dzieci, kapitał tego społeczeństwa. Bardzo jestem ostatnio wyczulona, jak niedocenione są te wszystkie nasze połogi, depresje poporodowe, żylaki, wstawanie w nocy. Jasne, kobiety rodzą od wieków, ale to jest naprawdę ogromny koszt dla organizmu. Bez nas świat by się nie pozbierał, a jednak nie proponuje nam żadnych sensownych rozwiązań. Dlatego w Creamy mamy tak ułożone grafiki, by uwzględnić potrzeby młodych mam. Uważam, że jeśli damy kobietom szansę spełniać się i osobiście, i zawodowo, mogą odnieść niesamowite sukcesy.

Podoba mi się, że kosmetyki Creamy są w szklanych buteleczkach i że można je oddać do sklepu do ponownego użytku.

Za co zresztą nasi klienci otrzymują rabat. Na początku wierzyłyśmy, że uda nam się wdrożyć w życie filozofię zero waste, życie pokazało, że jest to bardziej less waste. Misją Creamy jest ekoświadomość. Współpracujemy z małą rodzinną rafinerią oleju moringa na Haiti. Wiemy, że jej pracownicy są dobrze opłacani, że to nie jest żaden wyzysk. Jednocześnie nie chcemy opowiadać bajek, że wszystko jest różowe. Nie wszystkie klientki będą oddawać butelki do recyklingu i to też jest ok. Nie obiecujemy cudów. Krem to tylko krem. Oprócz niego ważny jest odpowiedni wypoczynek, dieta, codzienne mycie twarzy. Myślę, że holistyczne dbanie o siebie sprawia, że lepiej podchodzimy później do świata.

Źródło: Archiwum prywatne

Jak się jest dla siebie dobrą, to łatwiej się tym później dzielić?

Absolutnie. Często mówię o tym w kontekście automasażu, który polecamy jako marka Creamy. To jest taki moment dnia, który naprawdę lubię. Automasaż zdejmuje z twarzy napięcia, pomaga ciału, które jak niewolnik zasuwa przez cały dzień. A przecież ciało ze swoimi procesami jest w pewnym sensie niezależnym od nas bytem. Fajnie byłoby nawiązać z nim przyjaźń. W podziękowaniu za to, że oddycha, dawać mu spacer na świeżym powietrzu. Skórze, która zabezpiecza przed słońcem, zapewniać wsparcie w postaci filtru UV. Automasaż to mała, miła rzecz dla ciała, naszego przyjaciela, nie niewolnika.

A jak dbają o siebie Haitańczycy?

Bardzo dbają o włosy, które w tamtym klimacie są nie do okiełznania, potwornie się puszą. Smarują je olejem moringa, zawijają na wałki albo zaplatają w warkoczyki. Kobiety wzajemnie zaplatające sobie włosy to standard, który widzi się na każdej ulicy. Nikogo za bardzo nie stać na kosmetyki, wszyscy stosują oleje. W małych wioskach w sklepach można dostać co najwyżej amerykańską wazelinę. Ludzie dbają też bardzo o czystość. Myją się trzy razy dziennie i talkują ciało. Po trzęsieniu ziemi pojawiła się krytyka, że miasteczka namiotowe stoją za długo, że już czas, żeby ludzie wrócili na swoje. Przyczyna okazała się prozaiczna – warunki sanitarne w miasteczkach namiotowych były nieporównanie lepsze, stały dostęp do wody, codziennie czyszczona kanalizacja. Nawet w takich warunkach dzieci szły do szkoły w śnieżnobiałych koszulkach i skarpetkach.

Źródło: Archiwum prywatne

Słyszę, że mówi Pani o Haiti z miłością…

To jest trochę miłość, trochę nienawiść. Jest tam wiele rzeczy, które bardzo mi się nie podobają: politycy, korupcja. Prezydent tak rozpisuje przetargi, że wygrywają je wyłącznie jego firmy. Nadal podczas niektórych demonstracji można oberwać kamieniem. Otwiera mi się nóż w kieszeni, gdy słyszę, że sąsiadujące bogate kraje przysyłają na Haiti swoje śmieci albo stare ubrania. Kiedyś na Haiti kwitło krawiectwo! Dziś nikomu się ono nie opłaca, skoro można kupić spodnie za centa. Niestety uciekają też stamtąd kolejne pokolenia najzdolniejszych osób, tak jak niegdyś mój ojciec. Wierzę, że edukacja jest jedyną szansą. Mam nadzieję, że nasza szkoła będzie uczyć odpowiedzialności społecznej. Że dzięki temu uda się nie zatracić tego pięknego wymiaru Haiti: marzeń, sztuki, muzyki i radości życia. Niesamowicie jest tam być wieczorem. Mrok zapada już o szóstej, zaczyna się osobny etap dnia. Wokół ulicznych latarni gromadzą się dzieci, by odrabiać lekcje. Schodzi upał, nareszcie da się oddychać. Coraz głośniej rozbrzmiewa koncert cykad. Zaczyna się karaibskie życie nocne.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij