fot. Getty Images
Podziel się:
Skopiuj link:

Jedzeniowe "zrób to sam" w pielęgnacji. Znały to już nasze babcie, dla nas to hit

Zamknięcie związane z pandemią pozwoliło nam zrozumieć, że całkiem nieźle możemy obejść się bez nieograniczonej konsumpcji, czyli nabywania coraz to nowszych, lepszych i obiecujących jeszcze większą skuteczność kosmetycznych skarbów. Zamiast tego poszłyśmy, jak kiedyś nasze babcie, w jedzenie.

Kosmetyki, które już mamy, są nie tylko dostatecznie dobre, ale też najczęściej posiadamy je w ilości wystarczającej przynajmniej na kilka najbliższych tygodni. Okazało się także, że narodowa kwarantanna, poza smutnym aspektem oddalenia od innych jest niezłym wyzwalaczem kreatywności, a sprawdzone, choć dawno zapominane babcine sposoby na zachowanie urody oparte o produkty, które możemy znaleźć we własnej kuchni, są wcale nie mniej skuteczne i przyjemne niż te, co do których chcą nas przekonać reklamy i producenci. Niektóre z nas odkryły, że tworzenie kosmetyków DIY naprawdę wciąga, a w miarę kolejnych eksperymentów może przerodzić się w ciekawą pasję. Jaka ulga, że potrzeby dopieszczania się i sprawiania sobie przyjemności potrafimy spełniać same, własnym sumptem, a do tego w 100% bezpiecznie!

"Do It Yourself", czyli jak się robi własne kosmetyki

Z kosmetykami DIY, czyli tymi przygotowanymi na bazie zasobów własnej kuchni jest trochę tak jak z gotowaniem – nigdy nie można być pewnym tego, co znajduje się w słoiczku cudownego preparatu, o ile same go sobie nie ukręcimy. Pół biedy, gdyby listy INCI były przejrzyste i łatwe do odszyfrowania, a producenci gotowi mówić otartym tekstem o tym, co znajduje się w ich produktach. Że tak nie jest, wie najlepiej Dominik Chirek, założycielka bloga Naturalnie Proste, specjalistka kosmetycznych składów tropiąca liczne przejawy greenwashingu, czyli ekościemy.

To zjawisko polegające na wywoływaniu u klientów wrażenia, że dany kosmetyk powstał zgodnie z zasadami ekologii, podczas gdy w istocie naszpikowany jest szkodliwą chemią nie mającą z naturą nic wspólnego. Dla Dominiki to wcale nie pandemia stała się pretekstem do sięgania po własnoręcznie przygotowane receptury na bazie produktów z kuchni, ale przekonanie o ich skuteczności i łatwość ich przyrządzenia. Tym tropem poszły zresztą setki kobiet i wcale nie tylko za sprawą ostatniego biegu zdarzeń. Bo jak się okazuje, w dobie szalejącego konsumpcjonizmu i przy sporej dowolności producentów co do składów, dobro i bezpieczeństwo konsumenta jest często na ostatnim miejscu. Więc o ile odpowiednio się do tego przygotujemy i wiemy, jak się za to zabrać, warto pozwolić sobie przynajmniej na jedną próbę z kosmetykami DIY.

Kosmetyki DIY – opinia kosmetologa

O czym warto pamiętać, zanim zabierzemy się za pierwszy produkt DIY? Martyna Orłowska, dyplomowana kosmetolożka pracująca w jednej z warszawskich klinik, która również dostrzega w kosmetykach DIY duży potencjał, zwraca uwagę na to, by przed rozpoczęciem tej przygody spotkać się z ekspertem. Pomoże on precyzyjnie określić typ skóry i jej potrzeby, a dalej wspólnie opracować plan przygotowywanej przez siebie pielęgnacji. Dotyczy to szczególnie osób, które mają skórę wrażliwą. Radzi też wykonać próbę uczuleniową, zwłaszcza, jeśli do swego specyfiku dodałyśmy olejek eteryczny.

Bezpieczne kosmetyki DYI – przepis na maskę z płatków owsianych

Co ciekawe, pielęgnacja DIY jest nie tylko sprzymierzeńcem zdrowej skóry. Są przepisy, np. te z wykorzystaniem płatków owsianych, które świetnie zdadzą egzamin w przypadku podrażnień. Co więcej, ich działanie zostało szczegółowo przebadane i docenione przez lekarzy, a same płatki owsiane dziś figurują na liście amerykańskiej Agencji Żywności i Leków jako produkt leczniczy wspierający regenerację skóry i likwidujący podrażnienia.

Jak do tego doszło? Na uniwersytecie w Georgetown w USA przeprowadzono eksperyment na pacjentach nowotworowych, którzy zareagowali na podaną chemię silnym odczynem skórnym. Nie udało się wyeliminować alergii żadnymi dostępnymi środkami, więc postanowiono spróbować łagodzenia zmian za pomocą płatków owsianych. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania: u 60% z nich nastąpiła całkowita poprawa, a u pozostałych stwierdzono znaczną poprawę. Tym samym uznano, że cała grupa badawcza odczuła zdecydowaną poprawę kondycji skóry po zastosowaniu wspomnianej kuracji.

Martyna Grzenkowicz, beauty coach, która kształci się w kierunku tworzenia organicznych formulacji i układa plan pielęgnacyjny dla ponad setki swoich klientek (peachee.me), sama także chętnie sięga po to rozwiązanie. Płatki owsiane zmieszane z siemieniem lnianym (w proporcji 2+1) radzi zalać gorącą wodą (w takiej ilości, by przykryła sproszkowany miks) i dalej, gdy siemię wypuści śluz, zmiksować całość na jednolitą masę. Taka maska sprawdzi się świetnie nie tylko w przypadku przesuszeń, ale także uporczywej wysypki, a efekty widać będzie już po 2 dniach stosowania.

DIY – peeling cukrowy, solny i z fusów po kawie

Dominika Chirek z bloga Naturalnie Proste uważa, że z własnej kuchni można czerpać najwięcej w kontekście pielęgnacji ciała i poleca m.in. naturalne peelingi. Ten bardziej ostry będzie z dodatkiem soli i oliwy z oliwek (ważne by sięgać po tę najwyższej jakości). Można dodać do niego odrobinę olejku eterycznego dla zapachu lub pompkę kwasu hialuronowego – to z kolei patent Martyny Grzenkowicz. Jeśli zastąpimy sól cukrem, peeling będzie łagodniejszy. Można także sięgnąć po fusy od kawy.

- Gdy idę do kawiarni ze swoim plastikowym pojemniczkiem, proszę o fusy po świeżo zaparzonej kawie. One są już mokre, więc trzeba zużyć je tego samego dnia, żeby nie pojawiła się pleśń – tłumaczy Dominika Chirek. I dodaje, że działanie ścierające martwy naskórek zapewni nawet ten jeden składnik, choć taki specyfik możemy też dodatkowo podkręcić, np. dodając go do swojego żelu pod prysznic tak, by peeling z fusów po kawie łatwiej było rozsmarować. Ważne, by pamiętać, że każdy z wspomnianych peelingów stosować jedynie na ciało. Na twarz mogłyby okazać się zbyt ostry i doprowadzić do naruszenia bariery hydrolipidowej.

Maseczka DIY z ananasem

Dobrym pomysłem będzie też sięgnięcie po owoce. Ananas ma lekko kwaśne pH korzystne dla skóry i zawiera bromelainę, czyli enzym, który często wykorzystywany jest w peelingach enzymatycznych. W połączeniu z papainą zawartą w papai bardzo ładnie i delikatnie złuszczy martwy naskórek. Martyna Grzenkowicz zachwala maskę, do której przyrządzenia wykorzystuje 1 plasterek ananasa (resztę w duchu zero waste wykorzystuje na sok), który łączy z mąką owsianą albo płatkami owsianymi lub sproszkowanym siemieniem lnianym. Opcjonalnie dodaje też jedną pompkę kwasu hialuronowego. Wszystko zaleca zmiksować na jednolitą masę i nałożyć na twarz na 15-20 min.

DIY – okład bankietowy pod oczy z matchy

Innym patentem Martyny Grzenkowicz jest zanurzenie płatków kosmetycznych w matchy – taki okład zadziała na skórę pod oczami rozjaśniająco i dodatkowo obkurczy naczynia krwionośne i ściągnie obrzęk. Jeśli dodatkowo nasączone herbatą okłady zamkniemy w plastikowym woreczku i schłodzimy w zamrażarce, po kilku minutach po nałożeniu takiego kompresu całkowicie zapomnimy o problemie.

Dlaczego matcha, a nie zwykła zielona herbata? Liście matchy są specjalnie selekcjonowane, ze zbiorów wybiera się tylko te najwyższej jakości, bo zawierają najwięcej antyoksydantów. Jak się za to zabrać? 1 łyżeczkę matchy zalewamy ciepłą (ale nie gorącą) wodą, zanurzamy płatki i odsączamy nadmiar płynu, a następnie schładzamy. Pamiętajmy, że skóra pod oczami jest szczególnie wrażliwa, więc choć Martyna Grzenkowicz sama chętnie sięga po to rozwiązanie nawet codziennie, zaleca uważność i obserwowanie reakcji własnej skóry. A jeśli patent z matchą zda egzamin, można z jej dodatkiem przygotować także serum.

Wykorzystujemy do tego 1/5 łyżeczki sproszkowanej matchy, którą zalewamy ok. 10 ml ciepłej wody lub rozpuszczamy w hydrolacie albo toniku (ten ostatni zawiera konserwant, więc taki produkt nadaje się kilkukrotnego użycia). Do tego 20 ml oleju arganowego albo malinowego i ok. 5 ml kwasu hialuronowego. Jeśli rozsmakujmy się w przygotowywaniu kosmetyków w domu i zaopatrzymy w półprodukty, można dodać także 5 kropli certyfikowanego ekstraktu z prawoślazu o działaniu zmiękczającym, przeciwzapalnym i poprawiającym nawilżenie skóry.

DIY – działanie lecznicze siemienia lnianego

Zapasami z własnej kuchni możemy wzbogacić także kąpiel. Dominika Chirek sięga po ok. pół szklanki siemienia lnianego, które gotuje przez mniej więcej 15 minut, odcedza je i wykorzystuje powstają na powierzchni galaretkę. Taki dodatek do wanny sprawia, że nie trzeba sięgać po płyn do mycia ani nawet balsam, a kąpiel jest na tyle bezpieczna, że zaleca się ją niemowlętom z problemami skórnymi lub zapobiegawczo.

W swojej rutynie chętnie też wykorzystuje olej lniany, który świetnie zda egzamin w przypadku przesuszenia dłoni i jako dodatek do kąpieli. Jest bardzo tłusty, wiec będzie najlepszy przed snem. Można dodać jego odrobinę także do balsamu do ciała, wtedy konsystencja kosmetyku będzie bardziej treściwa i szybciej się wchłonie. Ważne, by pamiętać, że aplikujemy go nie do butelki z balsamem, ale mieszamy w dłoni i dopiero wtedy smarujemy nim ciało. No i o tym, by wybierać ten najwyższej jakości, tłoczony na zimno, ze sprawdzonego źródła.

DIY – własnoręcznie przyrządzona maść nagietkowa

Gdy mowa o leczeniu, nie sposób nie wspomnieć o własnoręcznie przygotowanym maceracie z nagietka, który posłuży do zrobienia łagodzącej, regenerującej maści. Przyda się do pielęgnacji suchych pięt, rąk i ust, a także na łagodzenie objawów ukąszeń owadów. Martyna Orłowska podpowiada jak się za to zabrać.

"Macerowanie polega na zalaniu i szczelnym zamknięciu części rośliny (suszonej bądź świeżej) w zależności od przepisu z wybranym olejem, np. z pestek moreli i poddaniu go działaniu słońca. W przypadku nagietka cały proces będzie trwał 2 tygodnie, dzięki czemu właściwości danego oleju zostaną wzbogacone o cenne składniki dodanej rośliny. Po przygotowaniu maceratu z nagietka (1 szklanka) dodajemy 30 ml wosku pszczelego i szczyptę kurkumy. Łączymy wszystkie składniki w tzw. kąpieli wodnej, aż maść będzie jednolitej konsystencji". Podpowiada też, że w suchym i ciemnym miejscu można przechowywać ją nawet przez pół roku.

DIY – przeciwwskazania

Dominika Chirek z bloga Naturalnie Proste nie poleca zamawiania ze sklepu internetowego kilkunastu półproduktów i otwierania własnej małej fabryki kremów. Dom to nie laboratorium, więc łatwo o zanieczyszczenie stworzonej przez siebie mikstury. Co więcej, nie pokusiłaby się o stworzenie dla siebie kremu do twarzy. Chodzi o zawartość wody – przy braku konserwantów taki produkt stałby się pożywką dla bakterii, a więc w dłuższej perspektywie bombą z opóźnionym zapłonem.

Podobnego zdania jest kosmetolog Martyna Orłowska, która twierdzi, że produkty DIY zastosowane na skórę ciała potrafią dobrze odbudować zaburzoną barierę hydrolipidową, ale z twarzą trzeba być niezwykle ostrożnym i bacznie obserwować swoja skórę. I przestrzega przed olejami źle dopasowanymi do rodzaju skóry. "Każda cera jest inna, dodatkowo często jest mieszana i w różnych miejscach wymaga innej pielęgnacji. Zanim zastosujemy kosmetyki do twarzy domowej produkcji na bazie olejów należy skonsultować się ze specjalistą, bo źle zastosowane są przyczyną między innymi stanów zapalnych, grudek, uwrażliwienia cery czy alergii, które mogą ujawnić się dopiero po jakimś czasie ich stosowania. Największymi miłośnikami olejowej pielęgnacji są osoby mające cerę suchą, należy jednak pamiętać, iż mimo dobrej reakcji na oleje nie ma gwarancji, że ten stan nie ulegnie zmianie".

Martyna Grzenkowicz z kolei zastrzega, że pielęgnacji nie opiera się wyłącznie na bazie produktów wykonanych własnym sumptem, bo formulacje gotowych kosmetyków mają większą przenikalność przez skórę. Dlatego te tworzone "pod własną marką" stosuje raczej jako uzupełnienie szerszego planu pielęgnacyjnego.

Czy warto eksperymentować z kosmetykami własnej roboty? Zdecydowanie tak! Nie znajdziemy tańszego ani też bardziej satysfakcjonującego sposobu na efektywną pielęgnację, ale warto pamiętać o tym, by zanim oddamy swoją skórę we własne ręce, odpowiednio się do tego przygotować. Przepisy na kosmetyki DIY z użyciem produktów żywieniowych powinny być sprawdzone i wiarygodne – zaufajmy autorytetom w dziedzinie dbania o skórę. I bacznie obserwujmy ją samą - reakcja na to, co jej serwujemy, będzie w tej przygodzie najlepszym drogowskazem.

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij